Forum www.hushhush.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[Tekst] ***

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.hushhush.fora.pl Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Risate
Archanioł



Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:26, 03 Kwi 2010    Temat postu: [Tekst] ***

Ostrzegam. To mój pierwszy w życiu fanfik i wiem, że to nie jest nic pięknego, ale coś mnie tknęło i powstało to coś poniżej. Tytułu owo coś nie posiada, ponieważ wszystko co mi przychodziło do głowy, okazywało się bezsensowne.
Będę wdzięczna za szczere opinie, jeśli się komuś będzie chciało to czytać. Very Happy
Na podstawie serii 'GONE' Michaela Grant'a.

***
Cz.1

'Ciemnymi ulicami Perdido Beach przemykała jakaś postać. Unikała latarni i kryła się w cieniach budynków oraz za dawno nie przycinanymi krzewami. Było cicho jak makiem zasiał. Słychać było tylko przyśpieszony oddech Bianki. Jeszcze kawałek i dojdzie do celu. Musi tylko uważać, żeby ludzie Edilia jej nie złapali. Od czasu napadu Drake'a na sklep, postawiono tam dodatkowo dwóch strażników.
Bianka nadepnęła na suchą gałązkę. Odgłos pęknięcia brzmiał dla niej niczym grzmot. Dziewczyna przeklęła się w duchu i skryła za jakimś krzewem. Odczekała tam kilka minut z duszą na ramieniu, jednak nikt nie przychodził. Była pewna, że strażnicy usłyszeli pękająca gałązkę. A może to ona znów to wyolbrzymiła? Teraz, o wiele ostrożniej, podeszła pod tylną ścianę sklepu Ralph's. Rozejrzała się szybko dookoła, ale nie zauważyła nikogo, kto mógłby jej przeszkodzić. Podeszła do metalowych drzwi i położyła na nich dłonie, które jak gdyby nigdy nic, zatopiły się w stali. Nie minęła chwila, a Bianca stała w magazynie. Ruszyła przed siebie. Tak jak się spodziewała, półki, które powinny uginać się od towarów, świeciły pustkami, informując tym samym o panującym w ETAP'ie głodzie. Ruszyła więc przed siebie, kierując się w stronę drzwi oddzielających magazyn od sklepu. Pokonała je bez trudu. Dobrze wiedziała, gdzie zmierza. Przechodziła właśnie obok działu z biżuterią i ozdobami. Nic ciekawego, lecz wzrok Bianki spoczął na imitacji sznura białych pereł.
- Czego chcesz? Odczep się od nas!
- Jak to czego, głupi odmieńcu ?! Puszkę fasoli, którą trzymasz w kieszeni bluzy.
- Odmieńcu ? O co ci chodzi, Zil? Przecież ja nie mam mocy, gdyby tak było, powiedziałabym Samowi. - Broniła się Bianka. Mocnej ścisnęła rączkę młodszej siostry. - Coś ci się ubzdurało !
- Nie rozśmieszaj mnie, dziwolągu! Dawaj lepiej tą fasolę, bo będzie z tobą krucho. - Zil uśmiechnął się triumfalnie, gdy przez jego Ekipę Ludzi przeszedł odgłos aprobaty.
- Nie, nie dam ci tego! To nasz dzisiejszy przydział. Nie będziemy przez ciebie przymierać głodem!
- Nie, powiadasz? Pożałujesz tego popaprańcu! - Chłopak skinął głową, a jeden z jego ludzi uderzył siostrę Bianki, w tylne zgięcie nóg. Mała upadła na ziemię, nie wydając z siebie najmniejszego jęku.
- Ina! - krzyknęła dziewczyna, po czym rzuciła się by osłonić siostrę przed kolejnymi uderzeniami. Drewniane pałki odbijały się od jej pleców, nóg, rąk i karku. Jakimś cudem omijały głowę. Puszka fasoli potoczyła się po ziemi. Chwilę potem Bianka usłyszała oddalający się tupot stóp. Podniosła się, pomogła małej wstać. Ta wytarła tylko łzę spływającą po policzku.
- Chodź, idziemy do domu - powiedziała starsza z dziewczynek. Mogła pójść do Sama, ale wtedy wszyscy dowiedzieli by się, że ma moc. A ona tego nie chciała. Dlaczego musiało to dosięgnąć akurat ją? Zastanawiała się, jakim cudem Zil wiedział, że jest odmieńcem. Przecież, ani razu nie użyła mocy w miejscu publicznym. A może po prostu wybrał ją sobie na ofiarę, by mieć kogo grabić z jedzenia?
Bianka spojrzała na Inę. Wychudzona, blada. Jasne włosy okalające twarz, i jasnobłękitne, niespotykane oczy. Wydawały się mądre i puste zarazem. A Ina była bystra, była inna. Nie chorowała na autyzm, choć ktoś, kto się z nią spotkał, mógłby tak pomyśleć. Ona po prostu nie bawiła się, nie oglądała kreskówek i prawie w ogóle się nie odzywała. Siedziała tylko w swoim białym pokoju i czytała książki naukowe. I choć miała siedem lat, to wyglądała przy tym, jakby wszystko to było dla niej oczywiste. Ina zawsze nosiła białe sukienki i imitację naszyjnika z pereł, którego nigdy nie ściągała i...

białe kulki potoczyły się po podłodze, robiąc nie mało hałasu. Bianka potrząsnęła głową i wróciła do rzeczywistości. Skierowała się ku lodówkom sklepowym. Jedzenia nie było wiele. Kilkadziesiąt puszek, różnych dziwnych i niesmacznych rzeczy. Dziewczyna spakowała do torby 10 puszek z jedzeniem, które wydawało się być najlepsze ze wszystkich. Przełożyła pasek od torby przez ramię i wróciła do magazynu. Podeszła do tylnych, metalowych drzwi wyjściowych i przystawiła do nich głowę. Gdyby, ktoś stał po drugiej stronie, zobaczyłby twarz, która nerwowo rozgląda się na boki. Teren czysty, stwierdziła Bianka i czym prędzej umknęła w mrok. Przeszła przez autostradę tam, gdzie nie sięgały światła latarni. Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją śledzi. I to nie jedna osoba. Bianka, weź się w garść. Pewnie znowu to sobie wyolbrzymiasz. Była niedaleko domu Astrid, szła teraz drogą, która prowadziła do osiedla mieszkaniowego naprzeciwko starej fabryki konserw. Nagle z mroku, kilka metrów przed nią wyszedł chłopak. Nie widziała go dobrze, bo ta okolica była słabo oświetlona.
- Pożałujesz tego, popaprańcu. - Bianka stanęła jak wryta. Szept nieznajomego pobrzmiewał echem w jej głowie. Jej serce przyśpieszyło. Dobrze znała ten głos, aż za dobrze. Zil ruszył w jej stronę. Dwunastolatkę przeszedł dreszcz i mocniej ścisnęła małą, białą kulkę, którą trzymała od czasu, gdy rozpadł się perłowy naszyjnik. Chciała uciec, ale nagle poczuła, jak ktoś objął ją rękoma tak, by nie mogła się ruszyć z miejsca. Chciała zacząć krzyczeć, ale doskoczył do niej Zil i zakleił usta taśmą. Ekipa Ludzi powaliła ją na ziemię. Potem poczuła ból. Dzieciaki okładały ją drewnianymi pałkami i metalowymi prętami. Słyszała trzask pękających kości. Modliła się, by połamane żebra nie przebiły jej płuc. Ostatnim co poczuła, był niemiłosierny ból w głowie. A potem nie było już nic.
Bianka powoli otworzyła oczy, którym ukazało się jasno-granatowe niebo i gwiazdy. Chciała wstać, lecz jej obrażenia na to nie pozwalały. Była cała połamana. Chyba jedyne co pozostało w całości to jej lewa ręka. Odkleiła taśmę z ust i wzięła głęboki oddech, co było błędem. Połamane żebra dały o sobie znać. Dziewczyna uświadomiła sobie, że w lewej ręce trzyma coś okrągłego. Podniosła to do zamglonych oczu i rozpoznała w owym przedmiocie imitację perły. Ina, przemknęło jej przez myśl. Co się z nią stanie jeśli umrę? Przecież wszyscy mają ją za dziwaczkę, kto się nią zaopiekuje? Te pytania gryzły Biankę. Niebo poszarzało po czym nad horyzontem pojawiło się wschodzące słońce. Dwunastolatka dobrze wiedziała, że są to ostatnie chwile jej życia. Swoją krwią wypisała na chodniku następujące słowa 'Ina Altro. Cupfish Street 67. Sam, zaopiekuj się nią. Bianka A.' Zamknęła oczy i w myślach pożegnała się z siostrą. Obiecała jej, że zawsze będzie przy niej i już nigdy jej nie opuści.
Dla burmistrza Perdido Beach, widok martwej dziewczyny był szokiem. Najgorsze było to, że nikt nic nie widział i nikt nic nie słyszał. Edilio wykopał kolejny grób na placu i odprawił kolejny pogrzeb. Lecz na tym pogrzebie, nie było Iny Altro. Dziewczynka po prostu wyparowała. Zrobiła puff, jakby siedmiolatka mogła to zrobić. Dom na Cupfish Street został dokładnie przeszukany, lecz po małej nie było ani śladu. Oczywiście nic nikt nie widział i nikt nic nie wie. Te zdarzenia załamały Sama. Jedna dziewczyna zamordowana, druga zaginiona. Czy mogło być gorzej?
Chodź do mnie. Potrzebuje cię.
Pustynią szła mała dziewczynka. Jasne włosy, błękitne oczy, wychudzona twarz. Białe tenisówki, biała koronkowa sukienka i biały naszyjnik z pereł. Już dawno minęła Coates Academy, a przed kilkoma minutami zostawiła za sobą spaloną chatę Jima Pustelnika. Przez całą drogę ani razu się nie zawahała. Ani razu się nie zatrzymała, jakby miała GPS w głowie, albo prowadziłby ją jakiś przewodnik.
Potrzebuje cię, chodź.
- Idę, Gaiaphage - rzekła dziewczynka i zniknęła w mroku sztolni.'

***
Cz.2

Brianna po raz kolejny przyglądała się ogłoszeniu wiszącemu na latarni przy Alameda Avenue. Jej twarz oświetlały ostatnie promienie zachodzącego słońca.

'Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.
Dnia 18 maja, w niewyjaśnionych okolicznościach, zaginęła siedmioletnia Ina Altre. Wszyscy, którzy mają jakieś informacje na ten temat, proszeni są o stawienie się w ratuszu.
Sam Temple'


Skserowane zdjęcia dziewczynki wisiały wszędzie. Nie sposób było je przeoczyć. Jednak właśnie mijał czwarty dzień od jej zniknięcia, a nikt się nie zgłaszał. Bryza wraz z innymi dzieciakami z Tymczasowej Grupy Poszukiwawczej, robili co mogli. Każdy centymetr kwadratowy miasta został dokładnie przeczesany. TGP nie omieszkała także sprawdzić Góry Trotte's, co zajęło im dwa dni. Dzisiaj, z samego rana, wybrali się do Doliny Bitterweed. Ich nadzieje okazały się płonne. Nie znaleźli żadnych śladów, które mogłyby świadczyć o tym, że Ina tu była. W głowie każdego z nich rodziły się najczarniejsze scenariusze. A plotki były różne. 'Na pewno zrobiła puff. Może i miała dopiero siedem lat, ale była dziwna. Podobno czytała książki o psychologi, metafizyce i tym podobnych.' albo ' Ja wam mówię. Dorwał ją Drake, albo Caine. I kto wie co z nią teraz robią.' lub 'Ciemność ją porwała. Pewnie zaciągnęła ją do kopalni i pierze jej mózg. A jeśli tu wróci i będzie chciała nas pozabijać ?!' oraz 'Zeżarły ją kojoty. Nie chciała ich słuchać, to ją zagryzły i zjadły.' Takimi opowiastkami huczało w całym Perdido Beach. Oczywiście wersja z 'puff' oraz porwaniem były bezsensowne. Po co Coates Academy jeszcze jedna osoba do wykarmienia? Kolejne były już bardziej prawdopodobne, ale nikt nie zbliżał się do kopalni, czy nawet do Chaty Jima Pustelnika. A nawet jeśli ktoś chciał, to Sam tego zabronił, pod groźbą surowej kary. Zapewne nie miał zamiaru załamywać się ponownie z powodu straty kolejnych osób. Dlatego też, dzisiejsze poszukiwania na pustyni zakończyły się wcześniej niż w poprzednie trzy dni.
Temple, już od samego pogrzebu Bianki, zastanawiał się jak zginęła. To znaczy, domyślał się, że ktoś ją napadł. Ba! to było oczywiste. Starsza Altre była cała we krwi, jej ciało było wręcz purpurowe od siniaków i krwiaków. Miała połamane żebra, obydwie nogi, prawą rękę i obojczyk. Nie wspominając już o zmasakrowanej, opuchniętej twarzy i pękniętej czaszce. Sam wzdrygnął się na samo wspomnienie o tym przerażającym widoku. Lecz gryzło go kilka rzeczy. Mianowicie, co Bianka robiła w środku nocy na Brace Road oraz kto i z jakiego powodu ją napadł ? Chłopak podejrzewał o to Zil'a i jego Ekipę Ludzi. Ale nie mógł ich przecież o nic oskarżyć, nie mając twardych dowodów na ich winę. Straciłby w oczach wielu dzieciaków, a obecna sytuacja i tak nie wyglądała najlepiej. A poza tym, czemu Ekipa Ludzi, miałaby atakować normalną dziewczynę, przecież... A jeśli Bianka nie była normalna? Jeśli była odmieńcem, tak jak on i reszta dzieciaków z mocą? Tego niestety nie wiedział i zapewne nigdy się nie dowie. Odpowiedzi na nurtujące go pytanie, dwunastolatka zabrała ze sobą do grobu.
Diana szła jednym z korytarzy Coates Academy, gdy nagle przed nią pojawiła się jakaś dziewczyna. W pierwszej chwili pomyślała, że to Taylor, jednak to nie była ona. Ta tutaj, miała jasne włosy, błękitne oczy i cała była ubrana na biało. Choć nie dało się ukryć, że jej ciuchy nie lśniły czystością. Z tą bladą cerą wyglądała jak jakiś duch. Diana nigdy wcześniej jej nie widziała. Stwierdziła więc, że może mieć jakąś moc. Podeszła do niej z uśmiechem i złapała za rękę. Brunetka zmarszczyła czoło, po czym pociągnęła dziewczynkę ze sobą. Kilka minut później Diana, bez pukania, wpadła do jednego z pokoi.
- Caine, ta mała ma chyba cztery kreski. - Zaskoczony chłopak odwrócił się w ich stronę. - Nie wiem czy na pewno. Odczyt jest niewyraźny.
- Jak się nazywasz? - spytał ją Caine tym swoim czarującym głosem. Ta, lekko przekrzywiła głowę w bok i obłędnym wzrokiem wwiercała się w chłopaka. Wyglądała jak jedna z tych niewinnych bohaterek krwawych horrorów, które potem okazują się być psychicznymi mordercami, albo czymś równie strasznym.
- Jestem Gaiaphage - odpowiedziała głosem, który nijak nie pasował do jej drobnej postury i anielskiego wyglądu. Diana momentalnie puściła rękę dziewczynki i odsunęła się od niej jak najdalej tylko mogła. Na twarzy Caine'a malowało się przerażenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.hushhush.fora.pl Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin